Matka z dnia na dzień
Mam 23 lata. Jestem księgową. Od trzech miesięcy żoną.
Jest noc. Dzwoni komórka męża. Odbieram.
-Halo - mówię,
-Tu mama- słyszę głos teściowej
-Ania, Wojtek- mama zaczyna szlochać
-oni nie żyją, dom spłoną.- zamarłam
-Slucham? - pytam niedowierzając,
- jakieś imieniny, alkoholem sie zatruli podobno, ja nie wiem, Agata dzwoniła, mówiła, ktoś podpalił dom jak ich zabrali.. - tłumaczy chaotycznie teściowa.
Obudziłam męża. Niechciał wieżyć.
Na zajutrz pojechalismy do domu. Teściowa opowiedziała wszystko dokladnie, Nikt z domu nie zyje, Ania, Wojtek, rodzce Ani.. Wszyscy zatruli się alkoholem.
- A Karol, co z Karolem?
-Karol żyje, zabrali go nawet nie wiem gdzie- mówi teściowa.
Pojechaiśmy wieczorm do mamy Wojtka. Wszytsko opowiedziala. Karol jest w ośrodku opiekuńczym. Niechcą go, podobno nie stać ich na opiekę nad dzieckiem. Mówią zebyśmy my go wzieli. Tłumaczą, że nas stać. Że Mateusz ojciec chrzestny małego.
Wracamy do domu.
Moja mama mówi, że nie wierzy ze Agata nie weżmie wnuka, że teraz tak mów w żalobie, ale późnij go wezmą.
Na pogrzebie nikt z nikim nie rozmawia.
Podeszła do nas kobieta, nie znam jej. Mówi, żeby jechac do Karola, daje kartkę. W ośrodku nam mówią ze Agata zrzekła się opieki. Bierzemy Karola do siebie.
Z dnia na dzień stajemy się rodzicami, rodzicami jedenastomiesięcznego Karola. Jednocześnie stając się wrogami całej rodziny. Tesciowa nie rozumie decyzji, nie odzywa sie do nas. Agata nie odbiera telefonów. Jesteśmy z tym sami. Ja, mąż i Karol, którego nikt nie chciał..